14 Oct
14Oct


Wydostałem się z jajeczka, 

Tuż po ósmej, była środa, 

Więcej nie zapamiętałem, 

Więc ten dzień pominę. Zgoda?


Rosłem szybko, jak na drożdżach,

I ani się obejrzałem,

Nie siedziałem już jak maluch,

Tylko całkiem pewnie stałem.


Potem, dzięki gimnastyce, 

Krzepy nabierając stale,

W lot się latać nauczyłem, 

Zdolność tę wciąż doskonalę.


Już żeruję samodzielnie, 

Nie ukrywam, tym się szczycę,

Gdy się zdarzy, że zgłodnieję, 

Dokarmiają mnie Rodzice.


Teraz, w każdej wolnej chwili, 

Przekazują mi wskazówki, 

Jak unikać niebezpieczeństw, 

Bo się zbliża czas wędrówki.


Wiem, że muszę lecieć w grupie, 

Tam gdzie żyją Afrykanie, 

Wiem, czym prądy są powietrzne,

Czym kominy, szybowanie.


Powinienem być ostrożny, 

Nie szarżować, dbać o zdrowie, 

Wszystkie ważne informacje, 

Mam poukładane w głowie.


Nie podoba mi się wcale, 

Że nie lecę z Rodzicami,

I że gniazdo mam opuścić, 

I kamerkę, tę z Ciotkami.


Niepołomic nie zobaczę? 

Nigdy tutaj już nie wrócę? 

Dziwi kogoś, że zwyczajnie, 

Tak po ludzku, tym się smucę?


Płacz już mam na końcu dzioba,

Cały czas mnie w dołku gniecie, 

Lecz nie zmienię praw natury, 

Ruszam w drogę. Witaj Świecie!

 

Komentarze
* Ten email nie zostanie opublikowany na stronie.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING